Cześć, dziś kolejny post z cyklu Moje życie w biegu. Publikuję go z sporym opóźnieniem, bo kompletnie o nim zapomniałam.
Mimo, że jesienią pozwalam sobie na roztrenowanie i rezygnuję z
biegowych treningów. Tylko mnie nie wyzywajcie. Wiem, że dużo osób
uwielbia biegać nawet zimą, ale nie ja. Nieważne jak bym się nie ubrała
zawsze kończę z bólem głowy, gardła lub kaszlem. To nie jest nic
przyjemnego i wolę poćwiczyć w domu. Przez to zapomniała, że w
listopadzie miałam mieć zawody. Jak już mi się przypomniało chciałam
nawet zrezygnować, ale ostatecznie zdecydowałam się pobiec czysto
rekreacyjnie i nie żałuję.
Start miał miejsce na rynku w Obornikach. Bieg rozgrywał się na dystansie 5km
i 10 km. Ja wybrałam ten krótszy. Dodatkowo na dystansie 3km
rywalizowali ze sobą niepełnosprawni i to oni zasługują na największy
szacunek.
Start był poprzedzony odśpiewaniem hymnu i o godzinie 11.11 wybiegliśmy w trasę. Cała droga prowadziła przez asfalt i byłam zła na siebie, że odpuściłam treningi, bo aż prosiło się by zrobić tam życiówkę. Niestety uzyskałam jeden z gorszych czasów w mojej karierze i na metę wbiegłam nieźle wymęczona. Ten sezon biegowy kończę z czasem 29 minut 11 sekund. Wracam na wiosnę.
Start był poprzedzony odśpiewaniem hymnu i o godzinie 11.11 wybiegliśmy w trasę. Cała droga prowadziła przez asfalt i byłam zła na siebie, że odpuściłam treningi, bo aż prosiło się by zrobić tam życiówkę. Niestety uzyskałam jeden z gorszych czasów w mojej karierze i na metę wbiegłam nieźle wymęczona. Ten sezon biegowy kończę z czasem 29 minut 11 sekund. Wracam na wiosnę.
Jednak
zawody te zapamiętam szczególnie. Dlaczego? Pierwszy raz miałam tam
tyle kibiców. Pierwszy raz na trasie pojawili się moi rodzice. Tata
wcześniej mnie "w akcji" nie widział. Miło było ich zobaczyć kawałek za
startem a potem na finiszu. Siostra tradycyjnie robiła za fotografa.
Chłopak jak zawsze mało, co się interesował, ale był i była jego siostra
z mężem, który też startował i byli jego rodzice i półtoraroczny Antoś,
który dumnie nosił medal taty na szyi i chętnie pozował do zdjęć na
podium. Był to więc wypad rodzinny.
Organizacja
imprezy była na najwyższym poziomie. Jedna z lepszych w jakich
uczestniczyłam. W kwocie 35 zł zawodnicy dostali cudowne koszulki,
medale, izotonik, wodę, rogala z makiem, ciepłą herbatę i pyszną zupę
gulaszową z bułką. Pakiet był zatem naprawdę bogaty. Warto było się tam
pojawić i wiem, że wrócę tam za rok.
Skład RKB |
Dzień przed startem |
Jak Wy świętowaliście dzień 11 listopada?
Ze mnie lama nie biegacz także pewnie mi te 5km zajeloby ze trzy razy wiecej czasu XD W każdym razie ja 11.11 chyba nic szczególnego nie robiłam jeśli dobrze pamietam. Raczej nie jestem zbyt skora do obchodzenia jakichkolwiek świąt ;p
OdpowiedzUsuńJa jak nie biegałam też nie świętowałam ;)
UsuńZazdroszczę samozaparcia, mi daleko do tego ;)
OdpowiedzUsuńoj no ja niestety zimą musiałam odpuścić -.- wróce na trasę na wiosnę ;)
UsuńPodziwiam i zazdroszczę, że udało Ci się ukończyć ten bieg w 29 minut. Ja z moją kondycją (a raczej jej brakiem) pewnie po 5 minutach bym padła.
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Festive Christmas Book TAG: http://roseperdu-books.blogspot.com/2016/12/festive-christmas-book-tag.html
Dzięki za nominację ;)
Usuń