wtorek, 16 lutego 2016

Czy można pożreć człowieka z miłości?

Patrick Süskind- "Pachnidło. Historia pewnego mordercy"


Polski tytuł: Pachnidło
Oryginalny tytuł: Das Parfum
 Autor: Patrick Suskind
Liczba stron: 254
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 1985
Kategoria: fikcja literacka, horror, kryminał



Patrick Süskind (ur. 26 marca 1949 w Ambach) – niemiecki pisarz oraz autor scenariuszy. Studiował historię na Uniwersytecie w Monachium oraz Aix-en-Provence, obecnie mieszka w Monachium i Paryżu.
Jego najgłośniejsza powieść to Pachnidło (1985), która zdobyła uznanie w świecie literackim i w 2006 została zekranizowana przez Toma Tykwera, po tym jak wytwórnia filmowa Constantin-Film nabyła prawa do wyłączności.
Süskind jest człowiekiem nielubiącym poklasku. Udzielił bardzo niewielu wywiadów, nie uczestniczy w życiu publicznym, wielokrotnie odmawiał przyjęcia nagród literackich.



Zapach, obsesja, poszukiwanie, dziwactwo, uwielbienie, pasja, morderstwo, złe dzieciństwo, socjopata, socjologia- z tymi hasłami kojarzy mi się "Pachnidło". Jego głównym bohaterem jest Jan Baptysta Grenouille, nieślubny syn paryskiej handlarki ryb, która chciała go zabić tuż po samym porodzie. Niekochany przez nikogo Grenouille od początku swojego istnienia musi sobie radzić w życiu sam, bowiem budzi w ludziach tak silne obrzydzenie, że jest zmuszony żyć poza społeczeństwem. Ma jednak dar, którego nikt inny do tej pory nie posiadał- nieprawdopodobny węch. Jego życiowym celem jest stworzenie  pachnidła idealnego, do którego wykonania będzie mu potrzebna dziewica.
"Czego pożądał, to zapachu pewnych ludzi: tych nader rzadkich ludzi, którzy wzbudzają miłość. Tych upatrzył sobie na ofiary."
To obsesyjne dążenie za poszukiwanym zapachem skłania go do popełnienia kilkunastu morderstw.  Losy geniusza toczą się w idealnie zobrazowanej słowem XVIII-wiecznej Francji. Cała książka obnaża mroczny, ale jednocześnie fascynujący obraz głównej postaci. Nadprzyrodzona zdolność bohatera przeobraża się w niepohamowany żywioł.  Magiczny świat zapachów nie tylko budzi w czytelniku zdolność synestezji, ale przede wszystkim przekonuje, że bycie szarym człowiekiem może mieć swoje zalety. Rozwój świata nie byłby możliwy bez istot o nadludzkich zdolnościach, jednak ludzie wybitni zawsze muszą żyć poza nawiasami społeczeństwa. Grenouille nigdy nie zaznał miłości. Ciągle walczył o należne mu uwielbienie. Ostatecznie osiągnął cel, który doprowadził go do zguby. 
"Dwadzieścia, trzydzieści osób otoczyło go kołem (...) Zdarli z niego ubranie, wydarli włosy z głowy, obdarli ciało ze skóry, szarpali go, wbijali paznokcie i zęby w ciało, opadli do jak hieny" 


Osobiście powiem, że uważam ten utwór za "dobrą książkę", ale przeczytanie jej zajęło mi około miesiąca. Czytałam ją z ciekawości, bo jest to światowy bestseller. Chciałam poznać jej fenomen. 
Przyznaję, że Suskind idealnie operuje słowem, potrafi sprawić, że czytelnik odnajduje się w realiach powieści. Akcja utworu jest zarówno statyczna jak i dynamiczna. Chwilami zwalnia, by za chwilę znów przyspieszyć. Brak mi w niej jednak takiej ciągłości, która sprawiałaby, że miałabym problemy z odłożeniem niedokończonej lektury lub pojedynczego wątku. 
Opisana fizjologia momentami mnie przerosła. Niektóre sceny miałam ochotę pominąć, bo przyprawiały mnie o mdłości. Myślę jednak, że taki był cel autora. W końcu cała powieść jest oparta na funkcjonowaniu ludzkiego organizmu. Nic co ludzkie nie jest mi obce. Kierowanie się tą sentencją nadało książce realizmu. 
Myślę, że nie jest to dzieło literackie, które zadowoli każdego czytelnika. Tym o delikatniejszych nerwach raczej nie polecam.


"Wyczuwam cię z daleka
Pachniesz tak dobrze
Zachodzę cię od tyłu,
(...)
Chodzę za tobą
Wkrótce będziesz moja"*


*Słowa piosenki niemieckiego zespołu Rammstein inspirowane dziełem Patricka Süskinda

niedziela, 14 lutego 2016

Walentynkowe kontrowersje

Cześć kochani,
długo mnie tu nie było ale musicie mi uwierzyć, że w tym czasie wydarzyło się tyle negatywnych rzeczy, że musiałam na chwilę zapomnieć o blogowaniu i znaleźć czas na uspokojenie.
Dziś dzień przyjemny i przeze mnie długo wyczekiwany. W końcu zapomnimy o problemach i zafundujemy sobie trochę relaksu. Dzień sam na sam z moją miłością to to czego mi teraz najbardziej potrzeba. 

I choć wiele osób nie uznaje amerykańskiej tradycji mówiąc, że kochać trzeba cały rok, a nie od święta (oczywiście mają rację) i tak uważam, że Walentynki warto obchodzić. Każda chwila jest dobra by okazać drugiej połówce naszą miłość. Dlaczego mielibyśmy rezygnować z tej? Owszem kochamy się cały rok, ale nie codziennie mamy tyle czasu ile byśmy chcieli mieć na okazanie naszych uczuć. Warto więc wykorzystać ten dzień by po prostu pobyć razem i nacieszyć się swoją obecnością.



wtorek, 2 lutego 2016

Ratowanie życia mam we krwi

Witajcie kochani, postanowiłam nieco rozszerzyć tematykę bloga. Chcę tu pisać nie tylko o prowadzeniu domu, ale też o moich pasjach: fotografii, siatkówce, jeździe konnej i książkach. Pozwoli mi to na częstsze publikacje. Dziś jednak będzie post z zupełnie innej beczki, a mianowicie o oddawaniu krwi. Skąd ten pomysł? Stąd, że dziś po raz drugi zostałam dawcą.
Żebyście zrozumieli jak wielkie ma to dla mnie znaczenie początkowo muszę się z Wami podzielić moją "miłością" do igieł. Miłością w cudzysłowu, bo po prostu ich nie nawiedzę. Nie, to złe słowo. Ja się ich panicznie boję. Na prawdę boję się każdej igły, szpilki, pinezki a nawet cyrkla... Ukłucie wywołuje u mnie ogromny lęk. Mam to szczęście, że nigdy nie dostawałam zastrzyków. Zdarzyły się tylko dwa pobrania krwi do badania, wkłucie wenflonu tuż przed operacja, gdzie pamiętam to przez mgłę, bo byłam nieprzytomna z bólu i drugie wkłucie wenflonu tym razem już w pełni mojej świadomości do wykonania, którego były potrzebne 4 pielęgniarki i moja mama. Zwykła próba ukłucia mnie przez kolegę szpilką dla żartu kończy się krzykiem, czasem płaczem a niekiedy nawet dusznościami. To się chyba nazywa Aichmofobia. Co wszystkich dziwi najbardziej? Moja babcia i mama to pielęgniarki. Śmiech na sali kiedy w szpitalu przy obecności mamy usłyszeli, że tak się boję. 
Dlaczego o tym piszę? Bo chcę Wam pokazać, że ten strach można pokonać. Pierwszy raz doszło do tego tuż po moich 18nastych urodzinach. Kiedy to spontanicznie zachciałam mieć kolczyk w pępku. Bałam się mocno, a towarzysząca mi przy zabiegu koleżanka miała niezły ubaw widząc moją minę na widok ostrego narzędzia. Jednak zależało mi na tym do tego stopnia, że postanowiłam się poświęcić. W końcu to tylko kilka minut histerii, a pięknie zakolczykowany brzuch będzie mnie cieszył na dłużej. Zdarzenie to przyczyniło się do skłonienia mnie do oddawania krwi. 
Mój tata jest honorowym dawcą od kilku lat. Zawsze mówił, że jak będę dorosła to pojadę oddać krew z nim. A ja broniłam się, bo są tam najgrubsze igły jakie znam. Jednak chciałam to zrobić. Honorowi dawcy są dla mnie bohaterami.
Argument, że skoro wytrzymałam ukłucie w brzuch to i tu dam radę definitywnie zakończyło proces zastanowień. Postanowiłam, że spróbuję.  Pierwszy raz pojechałam z tatą do punktu krwiodawstwa w listopadzie. Stresowałam się już dzień wcześniej. Jednak spotkałam tam tak pozytywnych ludzi, że nie miałam czasu by myśleć o bólu. Tak mnie zagadano, że nawet się nie zorientowałam kiedy pielęgniarka nakłuła mi palec by zrobić morfologię. Uprzedzono mnie, że po pierwszym razie mogę się gorzej poczuć. Wtedy panowie przebywający ze mną na salę uznali, że taką ładną dziewczynę chętnie będą ratować, więc zaczęłam się śmiać i naprawdę nie poczułam kiedy wkłuto mi igłę. Krew zleciała szybko i faktycznie zrobiło mi się słabo, ale bardzo szybko opanowano całą sytuacje i po krótkim odpoczynku wróciliśmy do domu.
Panująca tam atmosfera tak mi się spodobała, że postanowiłam bywać tam regularnie. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to to, że krwiodawców naprawdę bardzo się ceni. Pielęgniarki są miłe i uśmiechnięte. Chętnie pomogą i odpowiedzą na wszystkie pytania. 
Otrzymanie po pewnym czasie sms'a o treści "(...) dzięki Pani pomocy udało się uratować czyjeś życie" było bardzo budujące i nie mogłam się doczekać kolejnej wizyty.

Piszę to wszystko, bo oddawanie krwi jest "mega" ważne. Zastanawiałam się nawet czy nie powinno być obowiązkowe. Sama dziś byłam świadkiem próby załatwiania najbardziej potrzebnej krwi 0-. To nie jest takie proste. Tych jednostek ciągle brakuje, a są one bardzo potrzebne by ratować ludzkie życie. Oddanie krwi nic nas nie kosztuje, a może pomoc. 
Jeśli to Cię nie przekonuję to pomyśl o tym, że kiedyś ktoś Ci bliski może tej krwi potrzebować. Jako krwiodawca nie masz problemu z załatwieniem jej. Jedna karteczka i krew będzie dostępna. Można patrzeć jeszcze bardziej egoistycznie jeśli Ty będziesz jej potrzebował dostaniesz ją w 100%. Nie ma możliwości by honorowemu dawcy odmówiono takiej pomocy. 
Jeśli nie masz przeciwwskazań zdrowotnych, Twoje poglądy lub wiara nie zabraniają Ci tego czynu to oddaj krew. Nie musisz tego robić regularnie, ale zawsze warto spróbować. Może poczujesz ten sam pociąg do ratowania życia, co ja. Tylko nie mów, że się boisz. Jeśli ja się przełamałam to wiem, że każdy jest w stanie to zrobić.