"Ślady małych stóp na piasku"- Anne-Dauphine Julliand
Polski tytuł: Ślady małych stóp na piasku
Oryginalny tytuł: Deux petits pas sur le sable mouillé
Autor: Anne-Dauphine Julliand
Liczba stron: 224
Wydawnictwo: Św. Wojciech
Data wydania: 15.10.2012
Kategoria: literatura współczesna
Opis: „Leukodystrofia metachromatyczna… Co za barbarzyńska nazwa! Nie do wymówienia. I nie do przyjęcia. Podobnie jak choroba, która się za nią kryje. Nazwa zupełnie niepasująca do mojej księżniczki, która stoi teraz przy drzwiach i klaszcząc w rączki, dopomina się o tort i świeczki. Na ten widok pęka mi serce. To nie do zniesienia. Moja pełna życia córeczka może umrzeć. Nie tak wcześnie. Nie teraz. Jeszcze przez chwilę powstrzymuję łzy – przytulam ją i włączam ulubioną kreskówkę. Zamykam drzwi. Thaïs uśmiecha się do mnie.”
Historia zaczyna się na plaży, kiedy Anne-Dauphine zauważa, że jej córeczka lekko powłóczy nóżką, a jej chód jest nieco chwiejny.
Po serii badań lekarze stwierdzają, że ThaÏs cierpi na rzadką chorobę genetyczną, leukodystrofię metachromatyczną. Dziewczynce, która właśnie obchodzi swoje drugie urodziny, zostało zaledwie kilka miesięcy życia. Autorka składa swojemu dziecku obietnicę: „Będziesz miała piękne życie. Nie takie, jak inne małe dziewczynki, ale życie, z którego będziesz mogła być dumna. Życie, w którym nigdy nie zabraknie ci miłości”.
Niniejsza książka – świadectwo matczynej miłości i zaangażowania – opowiada o tym, w jaki sposób rodzice, rodzina, niania i przyjaciele spełnili złożoną ThaÏs obietnicę.
Oryginalny tytuł: Deux petits pas sur le sable mouillé
Autor: Anne-Dauphine Julliand
Liczba stron: 224
Wydawnictwo: Św. Wojciech
Data wydania: 15.10.2012
Kategoria: literatura współczesna
Opis: „Leukodystrofia metachromatyczna… Co za barbarzyńska nazwa! Nie do wymówienia. I nie do przyjęcia. Podobnie jak choroba, która się za nią kryje. Nazwa zupełnie niepasująca do mojej księżniczki, która stoi teraz przy drzwiach i klaszcząc w rączki, dopomina się o tort i świeczki. Na ten widok pęka mi serce. To nie do zniesienia. Moja pełna życia córeczka może umrzeć. Nie tak wcześnie. Nie teraz. Jeszcze przez chwilę powstrzymuję łzy – przytulam ją i włączam ulubioną kreskówkę. Zamykam drzwi. Thaïs uśmiecha się do mnie.”
Historia zaczyna się na plaży, kiedy Anne-Dauphine zauważa, że jej córeczka lekko powłóczy nóżką, a jej chód jest nieco chwiejny.
Po serii badań lekarze stwierdzają, że ThaÏs cierpi na rzadką chorobę genetyczną, leukodystrofię metachromatyczną. Dziewczynce, która właśnie obchodzi swoje drugie urodziny, zostało zaledwie kilka miesięcy życia. Autorka składa swojemu dziecku obietnicę: „Będziesz miała piękne życie. Nie takie, jak inne małe dziewczynki, ale życie, z którego będziesz mogła być dumna. Życie, w którym nigdy nie zabraknie ci miłości”.
Niniejsza książka – świadectwo matczynej miłości i zaangażowania – opowiada o tym, w jaki sposób rodzice, rodzina, niania i przyjaciele spełnili złożoną ThaÏs obietnicę.
Przyznam
na początku, że to najtrudniejsza recenzja jaką do tej pory przyszło mi
napisać i zadaje się, że nie będę w stanie jej stworzyć. Powodów jest
kilka: brak słów by wyrazić to, co czuję po jej przeczytaniu i łzy
napływające do oczu na samą myśl o formułowaniu tekstu o historii tak
dramatycznej, poruszającej i pięknej zarazem.
O
czym książka opowiada streszczać nie będę, bo opis mówi wszystko. Co
bym zrobiła, gdyby to mnie spotkała taka sytuacja? Nie mam pojęcia.
Nawet nie wyobrażałam sobie, że można podejść do tego problemu w taki
sposób jaki prezentują bohaterowie utworu. Nie załamują się ani na
moment. Uważają, że są szczęśliwi. Potrafią z tym żyć. Czy może być coś
piękniejszego niż pokonanie własnych lęków, by dać dzieciom normalne
życie? Genialna postawa wywyższyć dobro dzieci nad własne i żyć jak
każda inna rodzina. To szokowało mnie w tej lekturze najbardziej, bo nie
wiem czy miałabym tyle siły by przez to przejść. Jak widać, miłość
rodzicielska jest niewyobrażalnie duża, nie da się jej opisać żadnymi
słowami.
Właśnie
o tym jest ta książka. Nie o chorobie, strachu i problemie. Ten utwór
wbrew pozorom nie jest smutny. Fakt, budzi emocje, porusza, wywołuje
łzy, ale nie smuci. On daje ogrom nadziei. Pokazuje, że wszystko jest do
przeżycia, że nie ma rzeczy niemożliwych, że każdej sytuacji można być
szczęśliwym, że w największej tragedii można znaleść dobrą stronę
medalu. Ta książka uczy wiary w ludzi. Pokazuje, że miłość jest
silniejsza niż najstraszniejsza choroba, a co najważniejsze widać w tej
powieści, że niesprawny człowiek, pozbawiony wszelkich zmysłów nadal
jest człowiekiem. Nawet jeśli nie ma czucia to uczucia jednak posiada.
Ciało nie funkcjonuje, umysł wysiada, ale jakaś podświadomość trwa
dalej.
Ja
kłaniam się autorce za to, że w tak lekki sposób przybliżyła mi tę
historię. Pisze ona świetnie, książkę czyta się szybko i przyjemnie.
Jednocześnie trzeba się przy niej niekiedy zatrzymać by uporządkować
swoje myśli i wydobyć z siebie kilka refleksji. Dziękuję Pani Julliand
za nadzieję, którą we mnie obudziła.
Gorąco
polecam tę książkę. Uważam, że jest to powieść, którą każdy powinien
przeczytać by na nowo uwierzyć w człowieczeństwo, by zrozumieć, że
miłość jest silniejsza niż śmierć.
Uff...
Udało się. Coś tam napisałam. Przepraszam jeśli ta recenzja jest zbyt
emocjonalna, króka i nieskładna, ale nie potrafię inaczej w przypadku
tego utworu.
Co sądzicie o tej powieści?
Czytałam ją nieraz. Historia trudna, ale warta przeczytania. Podziwiam rodziców, na prawdę. Napisać książkę - to jedno, ale mówić o tym, w sposób naturalny - to drugie. Zachęcam do obejrzenia filmiku z wywiadu z nimi.
OdpowiedzUsuńCo innego jest, gdy czyta się to z punktu widzenia osoby kompletnie nie w temacie tej choroby. Ja w temacie byłam, wiedziałam jaki będzie koniec. Nie polecam tego uczucia.
Poza tym, w zeszłym roku wyszła druga książka "Wyjątkowy dzień" - dalsza historia Thias. Mam ją, jeśli byś chciała :)
fakt, mówią o tym tak jakby to była codzienność, zero skrępowania- doceniam to.
Usuńdziękuję, ale drugą część mam już za sobą ;)
Po samym opisie wiem, że książka skonczy się emocjonalnym wodospadem łez. Nie wiem czy na chwile obecną chcę dokładać sobie smutnych myśli... przeczytam, ale zapewne na wiosnę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Zaczytana Wiedźma
ZaczytanaWiedźma.blogspot.com
łzy się pojawią, ale trudno mi powiedzieć dlaczego. To nie są łzy smutku, raczej bezradności.
UsuńZaciekawiłaś mnie, zapisuję tytuł :)
OdpowiedzUsuń