Witajcie, wczoraj skończyłam romans z jednym ze słynnych braci Slater i szczerze nie wiem czy nasz randki mogę uznać za udane. Ciekawi czemu? Zapraszam na recenzję.
"Dominic"- L.A. Casey
Tytuł: Dominic
Oryginalny tytuł: Dominic
Autor: L.A. Casey
Wydawnictwo: Kobiece
Data wydania: 11.2017
Liczba stron: 488
Seria: Bracia Slater (tom 1)
Kategoria: literatura obyczajowa i romans, erotyk
Opis: UWAGA! OSTRZEŻENIE! Jeśli nie tolerujesz dominujących i zaborczych mężczyzn, Dominic NIE jest dla ciebie. Jeśli nie lubisz pewnych siebie kobiet, które są zimnymi sukami, Dominic NIE jest dla ciebie. Jeśli nie lubisz postaci, które nie potrafią utrzymać nerwów na wodzy, Dominic NIE jest dla ciebie. Przede wszystkim, jeśli nie lubisz postaci, które DUŻO PRZEKLINAJĄ i bez cenzury mówią, to, co myślą Dominic NAPRAWDĘ NIE jest dla ciebie. Bronagh Murphy wie, czym jest ból po stracie. Kiedy była mała, jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Od tej pory trzyma innych na dystans. Ma już dość cierpienia. Wychodzi z prostego założenia – jeśli nie będzie rozmawiać z ludźmi ani wdawać się z nimi w relacje, zostawią ją w spokoju. Właśnie tego chce. Kiedy spotyka Dominica Slatera zupełnie niechcący robi dokładnie to, co najbardziej go pociąga. Uparcie go ignoruje. Dominic jest zdezorientowany – zazwyczaj wszyscy skupiają na nim uwagę. A już na pewno WSZYSTKIE. Wszystkie z wyjątkiem pięknej, ale zimnej brunetki. To wystarczy, żeby Dominic jej zapragnął. A jedynym sposobem na zaspokojenie pragnień, jaki Dominic zna jest siła. Dominic zdobywa to, czego pragnie.
Oryginalny tytuł: Dominic
Autor: L.A. Casey
Wydawnictwo: Kobiece
Data wydania: 11.2017
Liczba stron: 488
Seria: Bracia Slater (tom 1)
Kategoria: literatura obyczajowa i romans, erotyk
Opis: UWAGA! OSTRZEŻENIE! Jeśli nie tolerujesz dominujących i zaborczych mężczyzn, Dominic NIE jest dla ciebie. Jeśli nie lubisz pewnych siebie kobiet, które są zimnymi sukami, Dominic NIE jest dla ciebie. Jeśli nie lubisz postaci, które nie potrafią utrzymać nerwów na wodzy, Dominic NIE jest dla ciebie. Przede wszystkim, jeśli nie lubisz postaci, które DUŻO PRZEKLINAJĄ i bez cenzury mówią, to, co myślą Dominic NAPRAWDĘ NIE jest dla ciebie. Bronagh Murphy wie, czym jest ból po stracie. Kiedy była mała, jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Od tej pory trzyma innych na dystans. Ma już dość cierpienia. Wychodzi z prostego założenia – jeśli nie będzie rozmawiać z ludźmi ani wdawać się z nimi w relacje, zostawią ją w spokoju. Właśnie tego chce. Kiedy spotyka Dominica Slatera zupełnie niechcący robi dokładnie to, co najbardziej go pociąga. Uparcie go ignoruje. Dominic jest zdezorientowany – zazwyczaj wszyscy skupiają na nim uwagę. A już na pewno WSZYSTKIE. Wszystkie z wyjątkiem pięknej, ale zimnej brunetki. To wystarczy, żeby Dominic jej zapragnął. A jedynym sposobem na zaspokojenie pragnień, jaki Dominic zna jest siła. Dominic zdobywa to, czego pragnie.
Na tę serię czekałam odkąd tylko dowiedziałam się o jej wydaniu. Kiedy otrzymałam swój egzemplarz od razu zabrałam się za czytanie. Przyznam, że czas spędzony z książką był krótki. Czytało się tę powieść naprawdę szybko. Zastanawiam się czy to nie jest przypadkiem jedyna zaleta tej powieści.
Akcja była dynamiczna choć momentami nudna. No, bo ileż to razy można czytać o czyichś wyolbrzymionych kłótniach? Ja rozumiem, że jest to powieść młodzieżowa. Na dodatek to erotyk. Od takich gatunków nie wymagam zbyt wiele, ale jednak czegoś wymagać muszę. Moim niezmiennym wymaganiem są dobrze wykreowani bohaterowie. O tym bym znalazła takich w tej książce powiedzieć niestety nie mogę.
O ile nie wiedzieć czemu polubiłam Dominica (chyba mam skłonności do niegrzecznych chłopców) tak Bronagh nie znoszę. Ta dziewczyna jest okropna. Z nią wszystko jest nie tak. Począwszy od imienia, poprzez nieustanne użalanie się nad swoją osobą kończąc na ogólnej osobowości. Bronagh to ten rodzaj dziewczyny, która mówi, że jest większa niż szafa trzydrzwiowa i wypowiadając te słowa przegryza frytki. Rozumiecie o co mi chodzi, prawda? Ona ma nieustanne kompleksy: ma duży tyłek, ma słabą kondycję fizyczną, źle wygląda, źle się czuję, wszyscy jej dokuczają, ale na to by wstać powiedzieć: "dosyć! czas na zmiany" i zrobić chociażby kilka przysiadów nie wpadnie. Nienawidzę takich dziewczyn. Skoro ona nie akceptowała siebie to czemu mieli ją akceptować inni? No właśnie... Nikt jej nie lubił. Jaka jest młodzież wszyscy wiemy. Śmiechom i chichom nie było by końca gdyby nie kto? No oczywiście nasz Dominic, który pierw sam nienawidził Bronagh i stale jej dokuczał, ale z czasem zamienił się w postrzelonego strzałą amora rycerza i wybawcę biednej dziewczyny.
O ile nie wiedzieć czemu polubiłam Dominica (chyba mam skłonności do niegrzecznych chłopców) tak Bronagh nie znoszę. Ta dziewczyna jest okropna. Z nią wszystko jest nie tak. Począwszy od imienia, poprzez nieustanne użalanie się nad swoją osobą kończąc na ogólnej osobowości. Bronagh to ten rodzaj dziewczyny, która mówi, że jest większa niż szafa trzydrzwiowa i wypowiadając te słowa przegryza frytki. Rozumiecie o co mi chodzi, prawda? Ona ma nieustanne kompleksy: ma duży tyłek, ma słabą kondycję fizyczną, źle wygląda, źle się czuję, wszyscy jej dokuczają, ale na to by wstać powiedzieć: "dosyć! czas na zmiany" i zrobić chociażby kilka przysiadów nie wpadnie. Nienawidzę takich dziewczyn. Skoro ona nie akceptowała siebie to czemu mieli ją akceptować inni? No właśnie... Nikt jej nie lubił. Jaka jest młodzież wszyscy wiemy. Śmiechom i chichom nie było by końca gdyby nie kto? No oczywiście nasz Dominic, który pierw sam nienawidził Bronagh i stale jej dokuczał, ale z czasem zamienił się w postrzelonego strzałą amora rycerza i wybawcę biednej dziewczyny.
Ten związek narodził się z czystej nienawiści. Podobno pomiędzy nienawiścią a miłością jest cienka granica i nasi bohaterowie są tego świetnym przykładem. Tak jak bili się na początku tak później się kochali. A nie, jednak nie. Później się kochali, ale nadal się bili. I tu pojawia się kolejny wątek, który muszę w tej recenzji poruszyć. Jak dla mnie ta książka nie jest młodzieżowa. Dla mnie jest to czysta fantastyka. Znacie osiemnastolatkę, która bezustannie wdaje się w bójki i to nawet z własnych chłopakiem? A może znacie jeszcze jej starszą siostrę, która też co chwila bije jej chłopaka? Nie znacie? No ja też nie! Bo 18naście lat to już całkiem dojrzały wiek i ludzie przestają się tutaj zachowywać jak dzieci. Mam wrażenie, że nasi bohaterowie nie zauważyli, że stają się dorosłymi ludźmi i nie dostosowali swoich zachować do wieku.
Jest jeszcze jeden powód dla, którego ta książka była by świetnym fantasy. Otóż nasza główna bohaterka posiada magiczną umiejętność ciągłego cytuję: "upadania na dupę/ tyłek". W książkach często jest tak, że główna bohaterka w jakimś tam momencie się przewraca i koś jej pomaga i bla bla bla... Znacie ten motyw, ale Bronagh nie musiałaby w ogóle się podnosić. Ona mogła już po prostu zostać na podłodze i siedzieć. Przecież za chwile znów upadnie. No doprawdy nie znam bohaterki, która upadałaby częściej niż Bronagh. Kiedy już czytałam i rozumiałam, że to ten moment kiedy znów dostajemy powtórkę z rozrywki miałam ochotę się śmiać. Ile można? Czy autorka nie zauważała, że jej główna postać zaczynała się robić kreaturą?
Jeśli chodzi o śmiech i zażenowanie to te emocje pojawiały się często podczas mojej przygody z tą lekturą. Autorka ma chyba jakieś wybujałe wyobrażenia na temat stosunków siostra- siostra lub brat- brat. Nie chcę tutaj za dużo zdradzać, ale pewne sceny były wręcz wyjęte z rzeczywistości.
Jeszcze na koniec chciałabym wspomnieć o dość ważnym aspekcie jakim jest fakt, że ani Bronagh ani Dominic nie mają rodziców. Teraz zapewne rozumiecie, że to wszystko tłumaczy. Otóż nie do końca. W przypadku Dominica tłumaczy to wiele, ale w przypadku Bronagh motyw ten był tak źle poprowadzony, że miałam wrażenie, że autorka chciała stworzyć aspołeczną zakompleksioną bohaterkę i nie wiedziała co mogłoby być powodem jej zachowania. Nagle wpadła na pomysł, że śmierć jej rodziców by się tutaj świetnie nadawała, i że wtedy wszystko będzie pasować, będzie spójność i całokształt zachowań bohaterki zostanie jasny. Absolutnie tak nie jest. Czegoś mi tutaj brakuje i traktuję to jako kiepskie usprawiedliwienie. Idea była dobra, ale wykonanie fatalne. Niestety straciła na tym i fabuła i główna bohaterka.
Jak widzicie oceniam tę powieść głównie przez moją nienawiść do Bronagh. Kiedy pomyślę o tym tytule od razu widzę przed oczami przystojnego, wytatuowanego łobuza, któremu chętnie skradłabym serce. Niestety obraz ten przysłania mi fatalnie wykreowana bohaterka. Szkoda, bo jeśli chodzi o tło wydarzeń to autorka miała na prawdę ciekawy pomysł na fabułę o czym przekonujemy się na koniec lektury. Moim zdaniem warto do tego końca wytrwać by nasza opinia nie była negatywna. Zakończenie wiele rekompensuje. Ja chętnie sięgnę po kolejne tytuły z serii Bracia Slater by sprawdzić czy aby w nich autorka nie wykorzystała swojego potencjału nieco lepiej.
Jest jeszcze jeden powód dla, którego ta książka była by świetnym fantasy. Otóż nasza główna bohaterka posiada magiczną umiejętność ciągłego cytuję: "upadania na dupę/ tyłek". W książkach często jest tak, że główna bohaterka w jakimś tam momencie się przewraca i koś jej pomaga i bla bla bla... Znacie ten motyw, ale Bronagh nie musiałaby w ogóle się podnosić. Ona mogła już po prostu zostać na podłodze i siedzieć. Przecież za chwile znów upadnie. No doprawdy nie znam bohaterki, która upadałaby częściej niż Bronagh. Kiedy już czytałam i rozumiałam, że to ten moment kiedy znów dostajemy powtórkę z rozrywki miałam ochotę się śmiać. Ile można? Czy autorka nie zauważała, że jej główna postać zaczynała się robić kreaturą?
Jeśli chodzi o śmiech i zażenowanie to te emocje pojawiały się często podczas mojej przygody z tą lekturą. Autorka ma chyba jakieś wybujałe wyobrażenia na temat stosunków siostra- siostra lub brat- brat. Nie chcę tutaj za dużo zdradzać, ale pewne sceny były wręcz wyjęte z rzeczywistości.
Jeszcze na koniec chciałabym wspomnieć o dość ważnym aspekcie jakim jest fakt, że ani Bronagh ani Dominic nie mają rodziców. Teraz zapewne rozumiecie, że to wszystko tłumaczy. Otóż nie do końca. W przypadku Dominica tłumaczy to wiele, ale w przypadku Bronagh motyw ten był tak źle poprowadzony, że miałam wrażenie, że autorka chciała stworzyć aspołeczną zakompleksioną bohaterkę i nie wiedziała co mogłoby być powodem jej zachowania. Nagle wpadła na pomysł, że śmierć jej rodziców by się tutaj świetnie nadawała, i że wtedy wszystko będzie pasować, będzie spójność i całokształt zachowań bohaterki zostanie jasny. Absolutnie tak nie jest. Czegoś mi tutaj brakuje i traktuję to jako kiepskie usprawiedliwienie. Idea była dobra, ale wykonanie fatalne. Niestety straciła na tym i fabuła i główna bohaterka.
Jak widzicie oceniam tę powieść głównie przez moją nienawiść do Bronagh. Kiedy pomyślę o tym tytule od razu widzę przed oczami przystojnego, wytatuowanego łobuza, któremu chętnie skradłabym serce. Niestety obraz ten przysłania mi fatalnie wykreowana bohaterka. Szkoda, bo jeśli chodzi o tło wydarzeń to autorka miała na prawdę ciekawy pomysł na fabułę o czym przekonujemy się na koniec lektury. Moim zdaniem warto do tego końca wytrwać by nasza opinia nie była negatywna. Zakończenie wiele rekompensuje. Ja chętnie sięgnę po kolejne tytuły z serii Bracia Slater by sprawdzić czy aby w nich autorka nie wykorzystała swojego potencjału nieco lepiej.
Za mój egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jest mi niezmiernie miło, że odwiedziłeś/aś mojego bloga. Mam nadzieję, że podzielisz się ze mną swoją opinią o poście.
Just & Books zaprasza częściej.